poniedziałek, 25 sierpnia 2008

dawno już z różnych powodów nie pisałem bo czasem nie warto zmuszać się do pisania nie szukać ustawicznie tematów  lecz po prostu poddać się tej literaturze która płynie w samym rdzeniu życia ,nasycać się tym aromatem pełni niczym obraną ze skórki na części pomarańczą jej zagęszczoną soczystą fakturą wszak tą eksplozję smaku wywołało długie skraplanie życia przez literaturę przez wiele szkiców różnych przeżyć,krystalizowaniu przeczuć,poddanie się dobrej woli skojarzeń a przede wszystkim nader ryzykownym zachwianiu granicy między snem i jawą życiem a sztuką.Było to dla mnię przyjemnością lecz zmieszaną z lękiem kiedy przestałem rozgraniczać sfery życia mówiąc to włożę tu to tam to nie pasuje tu być może będzie lepiej wyglądać gdzie indziej gdyż te elementy z pozoru wogulę do siebie niepasującę mają ze sobą najwięcej do przekazania do wymienienia się zdaniami częściami składowymi.Przekonałem się o tym nie raz spotykając w sztuce malowanę kompozycję dzwiękowe,muzyczną architekturę, światłocienie kontrastów dynamiki i rejestru głośności uderzeń palców na pianinie,kolaże ze słów w wierszu czy symfoniczną budowę powieści.Tak samo jak przenikanie się różnych dziedzin np filozofi i sztuki plastycznej np przy budowaniu struktur dzieła abstrakcyjnego jego wielopłaszczyzności czasu bo czyż sztuka plastyczna a w szczególności obrazy abstrakcyjne czy wogule dzieła przez które przenika forma szkielet budowy dzieła zrywające z anegdotycznością będące samą grą zestawień kolorów rytmów, kontrastów, bądż ich brakiem nie są wykładnią o czasie i przestrzeni o wzoszeniu się ,zwiększeniu się witalnej energi,poszerzeniu się intensywności pogodego przeżywania  np w tonacji ciepłej a wrażeniu opadania, skupienia materii i zwolnionego zdyscyplinowanego upływu czasu w tonacji zimnej.Bo ja chiałbym by życie popłyneło jednym wielkim burzliwym nurtem wezbranej od zerwania tam które by mogłyby przeciwdziałać tworzeniu się bystrz i wodospadów które zniszczą cementową regulacje i wszystkie niedogodności które kaleczą rzekę i upajać się w przekształcaniu się w czystą energię życiowej kreacji.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

dzisiaj poszedłem z psem drogą nych wspomnień z dzieciństwa na którą dość często ostatnio zaglądam.Przeszedłem obok mojej szkoły podstawowej której nigdy nie lubiałem ,zagłębiłem się w podziemne przejście pod autostradą , nastepnie udałem się w górę asfaltową drogą na wiadukt kolejowy .Oczywiście za wiaduktem na szęście wszystko trwało niezmiennie topografia mego dzieciństwa, to co bardzo lubiłem ,co stanowiło zwykle niewyczerpalny wór wspomnień(bo niektóre części mojej dzielnicy dość mocno już się zmieniły).Czyli ogródki działkowe na skraju lasu w którym hasaliśmy jako dzieci na nieistniejącym placu zabaw, zakłady kolejowe z tajemiczą wieżą ciśnień do której czułem mieszanine uczuć strachu i lęku bo przypuszczałem że znajdują się w niej bramy do innego świata strzeżone przez widma wychylające się z rozbitych szyb,kompleks boisk nie istniejącego też już klubu piłkarskiego kolejarz gdzie pod okiem grożnego trwadziela nauczyciela wf-u pana Pandera biegaliśmy wiele wyczerpujących okrążeń wokół boiska, no i park zadole z kortami tenisowymi i niezaponiana trasa przez las na kąpielisko starganiec którą odbywałem na rowerach bądż pieszo w nezliczonym towarzystwie cioć i wujków.Zwykle patrzałem na te dawne milczące poligony dziecięcych wypraw w krainę prostych radości straconej jedności ze światem którą mozolnie próbuje odzyskać i wczoraj przylyleciał mały promyk nadzieji wykradziony ukradkiem słońcu uczucie  do pięknej tajemniczej dziewczyny która stała się moją pierwszą w życiu miłością.Cieszę się z tego bardzo bo przez wiele lat nie mogłem sobie pozwolić na ten tak intensywny i witalny rodzaj doznań który kompensowałem sobie przez te lata wyrażajac się przez różne rodzaje sztuki.Działo się ponieważ przyprawiająca o klaustrofobię błędne koło inkarnowanych od pokoleń rodzinnych omyłek nie pozwoliła mi związać się uczuciowo z żadną dziewczyną.Potem problem dodatkowo  utrudnił mi wybuch schizofreni który naruszył dość poważnie moje funkcjonowanie i wartość siebie którą musiałem długo odbudowywać.Ale jakiś czas temu zacząłem brać nowy lek który przywrócił mi podobne do dawnych procesy biologiczne i normalny czas doby i odzyskałem dawne poczucie wartości przez dość znaczne postępy w malowaniu,pisaniu i grze na pianinię.Więc myślę że będziemy mogli zintegrować dzieciństwo z doroślejszym życiem ponieważ oboje nie umiemy dorosnąć.

czwartek, 24 lipca 2008

Wczoraj miałem coś napisać po parodniowej przerwie ale przez przypadek zmazałem sobie. Może Tak miało być .Bo wczoraj byłem w innym stanie ducha i fizycznego skupienia niż dzisiaj.Wracałem właśnie z właśnie jak co środę z malarskiej pracowni "twórcowni" i byłem już dość zmęczony po długiej sesji malalrskiej sam na sam z moją wyobrażnią.Bawiłem się jak to zwykle ostatnio robię w dokańczanie dawnych nieudanych prac malarskich.Choć dokańczanie to jest swoiste.Bo czasem sugeruję się kolorytem , układem plam barwnych czy kompozycją niedokończonych prac i przetwarzam fragmenty lub całość obrazu czasem całkiem go zamalowując , lub pozwalając grać warstwie starszej z młodszą.Zdarza się że tylko nieco modyfikuje lub ubarwiam motyw który obraz przedstawia lub robię z niego coś zupełnie innego.Lecz zachowuje nastrój pierwowzoru ale zwiększam lub zmniejszam impresyjnie jego wyrazistość.Geometryzuje kanciastościami ,idę bliżej lub dalej w abstrakcję.Może to wszystko brzmi dumnie i fachowo ale ja się dopiero uczę malarstwa choć trwa to już 6 lat i postęp mam dość powolny to jestem cierpliwy i konsekwentny.Jeśli choćby jeden obraz uda mi się w moim mniemaniu i parę innych osób potwierdzi jego wartość i utkwił jakoś w pamięci czy zainspirował do namalowania swojego obrazu to już czuję z niego satysfasję i mogę brnąć jakoś dalej aż do kolejnego udanego tworu.I wiem że to małe uznanie mojej twórczości zrekompensuję mi trud nieudanych działań.Na pracowni jak już wspomniałem bawię się pewnymi konwencjami którę nie są zbyt trudne dla początkującego malarza i przede wszystkim przez którę da się dać upust podświadomym tręśćią złożyć swoje napięcia wewnętrzne w ofierze bezkolizyjnego kontaktu z płutnem lub płytą pilśniową zanim zapomną o sobie w kontakcię z innymi może bardziej ożywionymi istotami z tego świata

środa, 23 lipca 2008

wczoraj pisałem o pragnieniu zjednoczenia moich działań w jedną całość .Zwrócić głowę do odalonego lecz przybliżającego się przez moją emocjonalną do niego grawitacjepunktu do którego dążę na który czekam z otwartymi ramiona które mogą przestrzelić gwożdziami wymskniętymi z drewnianych łuków obudzone z szczelnego snu w brązowo czarno nakrapianym mrowisku mrówczy wojownicy.Ale takiego punktu wciąż nie mogę wymyślić wynależć zdobyć się na niego,stanąć z nim twarzą w twarz.Tak jest kiedy spotykaja człowieka depresja powstała przez liczne niepowodzenia w różnych warstwach życia,a dla mnie przede wszystkim przez silną traumę którą była śmierć mojej babci która zakończyła ewidentnie stary bardziej beztroski, mniej świadomy samego siebie i spraw    życiowych a przede wszystkim zapewniający bezpieczeństwo etap w moim życiu i rozpoczął się czas radykalnych zmian i poszerzenia świadomości nowych wyzwań zainteresowań przyjażni i konfliktów.

wtorek, 22 lipca 2008

kosmiczna konsolidacja

czasem jest tak że tracimy w życiu system orientacyjny by wiedzieć w jakim miejscu się w nim znajdujemy czy dokąd zmierzamy czy jakiś cel który integruje nasze myśli i działania czy też tracimy go i wszystko idzie w rozsypkę i przestajemy być jednym nurtem niosącym fale energi kosmicznej tego świata ,bo niepodoba mi się gdy zawężamy wszelką dziejowość ,historiozofię ,perypetie kultury zawężamy tylko do tego globu ziemskiego ,tylko do tej sfery która jest widzialna naoczna ,dotykalna, odzielamy świat wewnętrzny od zewnętrznego, świat jawy od snu,mrok od jasności gdy wszystko jest właściwie jednym lub jest tak przemieszane tworzy struktury światłociniowe zawiewrające w sobie warstwy skończoności i nieskończoności a wokół rozciąga się atramentowa przesztrzeń pełna zatopionych w niej w niej gwiazd którą granicą jest zasięg naszych oczu ,ale czy tak naprawdę są tak daleko jak się powszechnię sądzi skoro całe wieki p rowadziły przewrotny ironiczny dialog z ludzkością przekazując im pewne nierozpoznane przez wiki wiadomośi które budziły wiele najzuchwalszych hipotez 

wtorek wieczorową porą

w twórcowni byli starzy i nowi, wóciła p.M. a A. był krótko, woli malowac ściany

dalej wtorek

wracam ze spaceru z psem, jescze mnie nie ma

wtorek

jestem z psem na spacerze a tu samo się pisze. za plecami bóbr żongluje żółtymi piłeczkami rusałkami. 

czwartek, 17 lipca 2008

CZWARTEK

JESTEM ZASPANY ŚPIE NA STOJĄCO BO JEST DESZCZ- MAM PISAĆ ALE SAMO SIĘ NIE CHCE pisać;  ŚPIĘ I PADA deszcz. pisze przez sen

pół do czwartku

JESTEM ZASPANY; ŚPIe NA STOJĄCO BO JEST DESZCZ pada i pada
a za plecami żonlowanie spada jak ciężkie krople

już jestem

tu jestem

miron do dzieła

to jest pamiętnik